Rafał Biernicki – Fotografia
01-24 kwiecień 2008 r.

„Pejzaż Twarzy”
wernisaż 03 kwietnia 2008 r, godz. 18.00 Galeria TDK

Cóż bardziej niezwykłego, zagadkowego i fascynującego od ludzkiej twarzy? Każdy, kto odważy się spojrzeć na czyjąś twarz z badawczą wnikliwością , przeniknąć w jej tajemniczą głębię , doświadczy swoistego porażenia. Niezależnie od tego, czy jest to twarz artysty, przeciętnego człowieka, czy tez kogoś zdeptanego i zdeprawowanego. Każda niesie , albo z trudem dźwiga , całą prawdę o człowieku. Twarz jest pejzażem ludzkiej duszy, która bywa piękna i harmonijna jak widoki w tłach renesansowych portretów, albo tez tragicznie zaorana, zbrużdżona jak rola w Ruszczycowym obrazie. Piękno duszy jest pięknem twarzy. Ale twarz jest też demaskatorem duszy, brutalnie obnażającym to, co niejednokrotnie chciałby ukryć i mieć jedynie dla siebie. Rzecz w tym, by chcieć w twarz wniknąć, nie ufać jej powierzchni, zajrzeć pod maskę skrywającą lęk, ból, wstyd. Pomyślmy, miliardy twarzy, każda inna, jakież bogactwo Stworzenia., jakież niewyczerpane możliwości analizy, oglądu i podglądu, jakiż raj dla fotografii, która ma tę trudno osiągalną szansę uchwycenia jej prawdy, pojawiającej się na mgnienie, na chwilę epifanii, by zniknąć bezpowrotnie.

Patrzę na portrety Rafała Biernickiego i powtarzam za Mickiewiczem „Głowy charakterowe! z kontrastem oblicza!” bo autor ma ciekawość dla każdej ludzkiej twarzy, niezależnie od tego czyja ona jest, ale tylko tej głębokiej, odartej, niejako „przyłapanej” na prawdzie. Kryterium snobistyczne (jakże częste w tej branży) nie dotyczy jego wyborów. Czuję w tej fotografice element głęboko humanistyczny, można by tez użyć słowa empatyczny. Widzę jakieś pochylenie nad ludźmi, ich losem, wynikające nie tylko ze zwykłej ciekawości. Człowiek na tych zdjęciach nie jest pretekstem artystycznym, jest przede wszystkim człowiekiem. Biernicki umie otworzyć, wyzwolić w modelu (to słowo jakby źle przylega) to co istotowe, konstytuujące osobowość, to coś, co pozwala mu powiedzieć „oto ja, taki jaki jestem” i potrafi zamknąć na wieczność w klatce kliszy ten ulotny moment. W tym jest siła i magiczność fotografii w ogóle. Pochwycenie (które ma w sobie coś z utopii pokonania czasu) oto to, co w fotografii intryguje i fascynuje najbardziej, dopiero potem treść i cała reszta. W prezentowanych portretach autor stosuje dwie „strategie” artystyczne. W jednej, rzadziej portretowanej pozostawia postać w pustce, sam na sam, w drugiej opatruje ją tłem bądź rekwizytem dopowiadającym wzmacniającym „wypowiedź” twarzy. Właśnie w nich , ale jakby na dalszych planach, ujawnia się socjologiczna reporterskość, czasem ocierająca się o interwencyjność, świadcząca o doświadczeniach autora w fotografice prasowej. Biernicki nie epatuje eksperymentem, nie zadziwia, nie deformuje, niczego nie dolepia ani nie tnie zaskakującymi kadrami(jak to kiedyś czynił Witkacy a współcześnie Krzysztof Gierałtowski). Oto przed nami stoi człowiek z heroizmem i małością swojego życia. Tu nie ma miejsca na jakieś estetyzacje, bo nie o kategorie piękna tu idzie. Uroda, a lepiej powiedzieć wartość i siła tych przejmujących portretów, wynika z prawdziwości psychologiczne i głębszej refleksji duchowej.
Oszczędność i trafność środków plastycznych bardzo temu sprzyja. Powściągliwość uintensywnia twarz. Dostrzegam w pracach Rafała Biernickiego, przecież jeszcze całkiem młodego twórcy, dojrzewającą intuicje twórczą, talent w rozwoju i dużą wrażliwość. A to wystarczy, by oczekując, patrzeć w jego artystyczną przyszłość z zaciekawieniem.

Jerzy Krzemiński

Komisarz wystawy – Elżbieta Miśkiewicz