„IRENA EICHLERÓWNA – STULECIE URODZIN”

Wystawa ze zbiorów Archiwum Artystycznego Teatru Narodowego w Warszawie ukazywała Irenę Eichlerównę w jej największych rolach z pierwszych występów w Wilnie, Lwowie i Warszawie w latach trzydziestych oraz okresu powojennego, kiedy w 1955 r. związała się z zespołem Teatru Narodowego.

Irena Eichlerówna (1908-1990), jedna z najoryginalniejszych i najwybitniejszych aktorek XX wieku, która przez ponad pięćdziesiąt lat związana była z Teatrem Narodowym. Porównywano ją do Heleny Modrzejewskiej, nazywano polską Eleonorą Duse. Uważana była za mistyczkę sceny, która potrafi zagrać wszystko. Była obdarzona głosem o ogromnej skali, z którego uczyniła instrument i posługiwała się nim jak śpiewaczka operowa. Doskonale czuła się jako wielka tragiczka, ale lubiła też grać w komediach. Spektakle z jej udziałem grane były po kilkaset razy. Stworzyła swój własny eichlerowski styl. Była aktorką bardzo nowoczesną, ale i ostatnią wielką gwiazdą w stylu XIX wiecznego teatru. Już na początku lat trzydziestych Eichlerówna zdobyła status gwiazdy. Jej aktorstwem zachwycali się najwybitniejsi krytycy tamtych lat: Mieczysław Limanowski, Adam Grzymała – Siedlecki, Tadeusz Boy-Żeleński, Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński, Antoni Slonimski. Uznano Eichlerównę za aktorkę posiadającą wrodzone umiejętności do odgrywania scenicznych postaci tragicznych. Zwracano uwagę na dojrzałą technikę pozwalającą osiągnąć oryginalność i wyrazistość postaci oszczędnymi środkami wyrazu. W połączeniu ze starannym opracowaniem kolejnych kreacji pozwalało to na sugestywne i przekonywające prezentowanie złożonych wnętrz granych bohaterek. Prowadziło to w przypadku wielu ról do nadawania postaciom cech i niuansów szerszych i głębszych niż pierwowzór literacki. Jeszcze za życia stała się legendą. Przeszła do historii teatru również jako bohaterka wielu anegdot, które w pełni oddają jej osobowość i nieprzeciętny talent. Była zmorą dyrektorów teatru, postrachem reżyserów, utrapieniem partnerów. Zagarniała bez reszty uwagę widzów, inni na scenie stawali się tylko tłem.
W 1929 roku ukończyła Państwową Szkołę Dramatyczną przy Konserwatorium Muzycznym w Warszawie, kierowaną przez Aleksandrę Zelwerowicz. Jej nauczycielami byli również Romana Popiel, Wojciech Brydziński, Milosz Maszyński i Stanisław Stanisławski. Już w czasie studiów dostrzeżono „jej ogromny talent sceniczny, wyobraźnię i słuch poetycki”. W przedstawieniu dyplomowym, na który złożyły się fragmenty dzieł literatury polskiej, wzbudziła zachwyt jako Ofelia w „Śmierci Ofelii” Stanisława Wyspiańskiego i Balladyny w dramacie Juliusza Słowackiego.
Debiutowała 20 września 1929 r. rolą Zosi w „Dziadach” Adama Mickiewicza (reż. A. Zelwerowicz) w wileńskim Teatrze na Pohulance, z którym związana była w latach 1929 – 1931 (m.in. Julka „W sieci” K.H. Roztworowskiego, Hermia „Sen nocy letniej” W. Szekspira, tytułowa „Turandot” C. Gozziego, Joanna „Noc listopadowa” St. Wyspiańskiego, Salomea w sztuce O. Wilde`a). Bardzo szybko zauważono „jej piękny głos, nerw sceniczny i temperament” i okrzyknięto ją „wilenska gwiazdą”.
W sezonie 1931 – 1932 grała na scenie Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie (m.in. tytułowa „Panna Maliczewska” G. Zapolskiej). Nie zabawiła tam długo. Uważała, że obsadzano ją w kiepskim repertuarze, że nie pracuje na miarę swojego talentu.
W 1932 r. została zaangażowana przez Wilama Horzycę do Teatru Miejskiego we Lwowie (1932 – 1934), gdzie święciła triumfy jako Nell „Mistigri” M.Acharda, Polly „Opera za trzy grosze” B. Brechta, Rozyna „Jeńcy” F. Marinettiego, Kleopatra w dramacie C.K. Norwida. Oszałamiający sukces wśród publiczności i krytyki odniosła występując jako niemiecki szpieg Anna Lesser w sensacyjnej sztuce „Fräulein Doktor” opowiadającej o czasach pierwszej wojny światowej, a napisanej specjalnie dla niej przez Jerzego Tepę (1933).
W latach 1934 – 1936 związana była ze scenami TKKT w Warszawie (Teatr Polski, Teatr Narodowy i Teatr Letni). Tam stworzyła kolejne wielkie kreacje: Władka „Aszantka” W. Perzynskiego, Loilla „Kakus Cezar Kaligula” K. H. Roztworowskiego, Szimena „Cyd” P. Corneille`a, Judyta w sztuce J. Giraudoux.
Od 1936 roku nie związała się na stałe z żadnym teatrem. Wolna i niezależna grała w tym, co jej odpowiadało: Iza „Zamach” W. Somina (Teatr Ateneum, Warszawa 1936), Żaneta „Wilki w nocy” T. Rittnera, Rosaura „Życie jest snem” Calderona, tytułowa „Balladyna” J. Słowackiego (Teatr Narodowy, Warszawa 1936 i 1937). Ogromnym powodzeniem wśród publiczności cieszyły się w tym czasie role Eichlerówny w lekkim repertuarze – Katarzyna „Madame Sans-Gene” V. Sardou i E. Morau (Teatr Wielki we Lwowie, 1937, Teatr Letni, Warszawa 1939) i w „Szaleństwie” Cha. de Peyret-Chappuis (Teatr Narodowy, 1938).
Po wybuchu wojny Eichlerówna przedostała się do Bukaresztu, gdzie związała się z Zespołem Artystów Teatru Warszawskiego i zagrała Dorotę w przedstawieniu „Uciekła mi przepióreczka” S. Żeromskiego w reżyserii Zbigniewa Ziembińskiego. Prezentowano ten spektakl także w innych miastach Rumunii, gdzie znalazły się obozy dla polskich uchodźców, a w 1940 r. w Paryżu. Z Francji wyjechała do Brazylii pod nazwiskiem Stypińska. Grała tam po portugalsku i występowała w audycjach radiowych. Odniosła wielki sukces rolą Pani Clessy w sztuce ”Suknia ślubna” Vestido de Noiva (Teatr Phoneix, Rio de Janerio 1945).
Po listownych namowach Arnolda Szyfmana wróciła do Polski w 1948 roku. Po raz pierwszy wystąpiła w Teatrze Kameralnym w Łodzi jako Mary Grey w „Joannie z Lotaryngii” M. Andersona (reż. Erwin Axer, prem. 25.01.1948). Jednak żaden z teatrów nie zaproponował jej stałego etatu i przez wiele lat grała gościnnie m. in. Marię w ”Lekkomyślnej siostrze” W. Perzyńskiego (Teatr Rozmaitości, Warszawa, 1949), legendarną „Fedrę” w tragedii J. Racine`a (Teatr Polski, Poznań, 1949), Ruth w „Niemcach” L. Kruczkowskiego (Teatr Powszechny, Łódź 1950 i Teatr Współczesny, Warszawa 1951), Hankę w „Moralności pani Dulskiej” G. Zapolskiej i Elizę w „Pigmalionie” G.B. Shawa (Teatr Nowy, Warszawa 1950 i 1951), Panią Warren w „Profesji pani Warren” G.B.Shawa (Teatr Współczesny, Warszawa 1951, Teatr Polski, Wrocław 1952 i Teatr Nowy, Londyn, 1957), rositę w „Pannie Rosicie” F.G.Lorca (Teatr Ludowy, Warszawa 1953) i Kamilę Pericholę w „Teatrze Klary Gazul” P. Merimee (Teatr Wspłczesny, Warszawa 1953).
Od 1955 roku do końca życia była aktorką Teatru Narodowego w Warszawie, gdzie stworzyła kolejne wielkie kreacje: Maria Stuart w dramacie F. Schillera (1955), tytułowa Fedra J. Racine`a (1957), Maria Tudor w melodramacie W. Hugo (1959), Serafina w „Tatuowanej róży” T. Williamsa (1960), Matka Courage w sztuce B. Brechta (1962), Agrypina „Brytanik” J. Racine`a i Klitajmnestra „Agamemnon” Ajschylosa (1963), Arkadina „Czajka” A. Czechowa (1970), Orbanowa „Zabawa w koty” I. Orkeny (1973), Gabriela Zapolska „Ta Gabriela…” wg T. Karren (1977), Matka „Dwa teatry” J. Szaniawskiego (1978). Grała gościnnie na innych warszawskich scenach: Lulu „Skiz” G. Zapolskiej (Teatr Rozmaitości, 1957), Jitsuko, Pani Tsukioka, Stara Kobieta, Pani Tsukioka „Wachlarz. Jesteś piękna. Adamaszkowy bębenek” Y. Mishima (Teatr Współczesny, 1965), „Pani Jowialska” A. Fredry (Teatr Polski, 1968), Jenny „Jenny” E. Caldwela (Teatr Dramatyczny, 1968), Burmistrzowa Chelsea „Przed ślubem” G.B. Shawa (Teatr Komedia, 1972).
Jej ostatnią rolą była Matylda von Zahnd w „Fizykach” F. Durrenmatta grana w Teatrze Małym (prem. 14.XI.1986).

kurator wystawy: Michał Smolis
aranżacja plastyczna: Bożena Wójtowicz – Ślęzak

Erwin Axer:
„Od początku zakochałem się w jej aktorstwie. W tamtych latach miała w sobie coś z aktorek niemieckiego kina ekspresjonistycznego, w grze przypominała Marlenę Dietrich. Już wtedy nie chciała słuchać reżyserów. Wszystko wiedziała lepiej. Doskonale znała tekst sztuki i jej kontekst. Kiedy próbowałem jej coś wyperswadować, patrzyła na mnie swoimi wielkimi oczyma, w których czytałem: „Jak można takie rzeczy wygadywać”- opowiadał reżyser. – Po wojnie nasza współpraca się urwała. Skoro chciała robić wszystko sama, a ja nie miałem na nią wpływu, to spasowałem. Potrafiła przecież zmienić nawet tekst „Trenów” Kochanowskiego w tych fragmentach, które wydały jej się nie dość dobrze napisane po polsku. Wspomniano, że często grała z zamkniętymi oczami, co widać na niektórych zdjęciach, przede wszystkim z „Fedry” Racine’a. Anegdota głosi, że robiła tak, by nie widzieć swoich mniej utalentowanych kolegów. Pamiętam, jak poszedłem do niej jako dyrektor Teatru Narodowego prosić, aby otworzyła oczy choć raz. Ona na to, że „nie może patrzeć na partnerów, bo tak grają”.

”Kiedyś napisałem felieton na jubileusz profesora Raszewskiego – „Wielcy aktorzy, których znałem”. Wybrałem kilku wielkich, których poznałem jako chłopiec – Węgrzyn, Osterwa, Kurnakowicz, Eichlerówna. Telefon, dzwoni Lena: „No, dziękuję, pięknie mnie opisałeś (a opisałem, jak ją widziałem przypadkiem – nagą), dziękuję. Tylko ten tytuł – wielcy aktorzy. No Józek – zgoda, Julek – pewnie, ale skąd się tam wziął Kurnakowicz?”.

Andrzej Łapicki:
     „Dla mnie niesamowitym doświadczeniem było poznanie pani Ireny Eichlerówny, którą miałem szczęście spotkać kilkakrotnie na swojej drodze. To była fantastyczna kobieta, miała ogromne poczucie humoru, ale i ogromne wybujałe ego oraz przekonanie – słuszne – że ona jest najważniejsza. Kiedyś poprosiła mnie, żebym wyreżyserował i zagrał jej męża w „listach” Zapolskiej, które sama wynalazła i przyniosła do teatru. Tak się stało. Po każdym przedstawieniu czekał na nią samochód, który odwoził ją do domu. Kiedyś trochę grzebałem się w teatrze, wróciłem do domu później, a żona mówi: „Słuchaj, dzwoniła pani Eichlerówna. Powiedziała mi: „Proszę pani, dzisiaj w teatrze miał miejsce incydent. Andrzej miał brawa na wejście”. To rzeczywiście był incydent. Eichlerównę zdumiało, że ktoś obok niej mógł być w ogóle zauważony. Kiedyś się o coś pokłóciliśmy, o jakąś bzdurę. I co się stało? Przez trzy czy cztery przedstawienia kompletnie mnie na scenie ignorowała. Przeinaczała repliki, zmieniała sytuacje, wychodziła do widowni, a ja błąkałem się gdzieś z tyłu. W końcu zrozumiałem. Kupiłem bukiet róż, zapukałem do garderoby… Rzuciła mi się na szyję i wszystko wróciło do normy. To była wspaniała aktorka, atrakcyjna jako kobieta nawet w podeszłym wieku. Miała w sobie rodzaj kobiecej naiwności. Siedziała w niej mała, niegrzeczna dziewczynka. Była kontrowersyjna jak każda wielka aktorka, jednym się podobała bardziej, innym mniej. Ale była wielka, naprawdę wielka. Wiele się od niej nauczyłem”.

„Robiąc „Dwa teatry” Szaniawskiego poprosiłem Irenę Eichlerównę, żeby zechciała uświetnić obsadę rolą Leśniczyny. Ona na to – „Andrzejku, dla ciebie wszystko”. Pani Xymena Zaniewska przydzieliła jej serdak. I ona w nim grała na próbach. Przychodzi premiera, a pani Lena wychodzi na scenę w cyklamenowej bluzce kupionej właśnie w komisie na Chmielnej. Interweniowałem bardzo ostrożnie, a ona: Chłopek nie grywam. W mojej pamięci to przedstawienie zaznaczyło się też dzięki pewnemu zdarzeniu z Eichlerówną. Na próbę generalną przyszedł jakiś minister. Zachwycił się i powiedział, że przedstawienie musi pojechać na festiwal do Wrocławia. Ja mu na to, że oczywiście jeśli przekona Eichlerównę, bo ona jeździ niechętnie. Po chwili wrócił z jej garderoby i mówi: – „Jedzie, szczęśliwa”. Jesteśmy we Wrocławiu. Podchodzi Lena i pyta, czy jest minister. Ministra nie było, ale okazało się, że zagwarantował jej nagrodę i tym ją przekonał. W końcu Eichlerówna nagrody nie dostała, a na nieszczęście ona przypadła mnie. Potem działy się rzeczy straszne. Ale po tygodniu już grała do mnie przodem”.